Kopanie rowów – felieton Stefana „Wiecha” Wiecheckiego
Opis
FELIETON WIECHA
[...]
Na początek aktualny dialog między dwoma obywatelami biorącymi udział w kopaniu rowów ochronnych na jednym z warszawskich zieleńców.
– Panie Szanowny, czy mnie za żałobne ciało bierzesz?
– W jaki sposób?
– A w taki, że zaczem przeciwlotnicze obronę szykować i przepisowy rów uskuteczniać, mnie pan żywcem do ziemi zakopujesz. Jakżeś mnie pan sypnął szpadel gliny w lewy kamasz - nic nie mówiłem, jak żeś mnie pan dołożył drugi w prawy, znowuż milczałem, chociaż żwir tak mnie w podbicie pije, że mało ze sztybletów nie wyskoczę. Ale teraz widzę, że pan zaczynasz nachalnie nieboszczyka ze mnie robić - do pasa już jestem zakopany.
– Faktycznie, ciut ciut, ale to dlatego, że wprawy w kopaniu nie posiadam, pierwszy raz mnie się to zdarza.
– Ja także samo, panie szanowny, z lepszej rodziny pochodzę i za subiekta u grabarza nigdy się nie zatrudniałem, ale logikie trzeba mieć i ziemie na wolne miejsce odrzucać. A najlepiej będzie, jak się pan cofniesz dwa, trzy kroki... Teraz dobrze, tylko uważaj pan, żeby kwiatków nie uszkodzić, bo rów rowem, a klomb klombem.
– Wojna się zbliża, a pan się o cholery kwiatki martwisz?
– Po pierwsze, nie wyrażaj się pan o ogrodniczej dekoracji miasta stołecznego Warszawy, a po drugie wojna wojną, a kwiatki kwiatkamy. Szkopy mogą, nie daj Boże, zdrefić, wojny nie będzie, a pan skwer w prencypalnem punkcie miasta zniszczysz i jak to będzie wyglądało?! Niedoczekanie ich blondynów, kotletamy z wieloryba karmionych, żeby nasza Warszawa jedne stokrotkie, czyli tyż fijołek miała być przez nich stratna.
Dlatego tyż trzeba uważać, nie kopać na furdygałe, ale sobie letko i z namysłem.
– No tak, ale w ten deseń można nie zdążyć.
– Na razie listamy się zatrudniają, niemożliwe lipy w nich wypisują do Francji i Anglii, na Polskie się skarżą, że podobnież Niemców się tu u nas gnębi. Niemożebne haseny z tego wychodzą.
Na przykład pare dni temu nazad napisali, że paru Niemcom u nasz fatalne krzywdę się zrobiło, po której do matrymonialnego celu mają się nie nadawać. A ponieważ że nazwiska tych Niemców z telefonicznej książki byli wzięte i z numerem domu, a także samo mieszkania w tem liście wypisane, to owi Niemcy jak to w gazetach przeczytali, krzyk podnieśli, do komisariatu przylecieli, rzeczowemy dowodamy się okazują i proszą, żeby jem policja zaświadczenia wydała, że to wszystko puc, bo ludzie się z nich śmieją i narzeczone z niemy pozrywali.
Śmiechu do wielkiego nieszczęścia było potem z tego na całem świecie, a on się teraz apiać namyśla co tu nowego wykombinować.
– No tak, ale w każdem razie kopać trzeba.
– Rzecz jasna, ale na kwiatki uważać!